Русские видео

Сейчас в тренде

Иностранные видео


Скачать с ютуб Lavaredo Ultra Trail by UTMB 2024 120km 5800m UP в хорошем качестве

Lavaredo Ultra Trail by UTMB 2024 120km 5800m UP 2 месяца назад


Если кнопки скачивания не загрузились НАЖМИТЕ ЗДЕСЬ или обновите страницу
Если возникают проблемы со скачиванием, пожалуйста напишите в поддержку по адресу внизу страницы.
Спасибо за использование сервиса savevideohd.ru



Lavaredo Ultra Trail by UTMB 2024 120km 5800m UP

La Sportiva Lavaredo Ultra Trail już dawno widniało na liście moich marzeń, ale nie łatwo się tam dostać. W tym roku fortuna była przychylna i udało się w losowaniu. Interesował mnie tylko koronny dystans, czyli 120km i 5800m przewyższenia, bo jako jedyny w pigułce ukazuje piękno Dolomitów. Przygotowania były długie i żmudne, ale za sprawą planu treningowego Marcina Świerca stopniowo się poprawiałem. O przygotowanie motoryczne dbał na miejscu Piotr Śleboda i taki system się świetnie sprawdzał. Na 2 miesiące przed biegiem byłem w życiowej formie, nigdy wcześniej tak nie biegałem i... nagle zaczęły się bóle mięśniowo - stawowe, które eliminowały możliwość mocniejszych jednostek. Kondycja słabła, a co gorsza było coraz gorzej i fizjoterapeuci nie pomagali. Na miesiąc przed startem już ledwo chodziłem, a bieganie było męczarnią. Marzenia odpływały !!! W akcie desperacji, szukając przyczyny zrobiłem rezonans kręgosłupa i wynik był zatrważający. Przy moich schorzeniach nie powinienem biegać, a już o górach zapomnieć. Opłacony start, hotel i miesiące przygotowań miały pójść na marne. Nie poddałem się i we własnym zacząłem ćwiczenia dedykowane mojej diagnozie. Po tygodniu było lepiej, po 2 tygodniach biegałem, a po 3 zdecydowałem, że stanę na linii startu i niech się dzieje co chce. Efekt możecie zobaczyć na filmie, ale ukończyłem bieg w niezłej kondycji i zostałem finisherem najdłuższego dystansu. Bieg jak każde ULTRA miał swoją dramaturgię, ale o dziwo kręgosłup nie był to przeszkodą. Mój organizm słabo znosi nagłe i duże zmiany wysokości, więc zaplanowałem jeden nocleg na wysokości ok 1500m n.p.m., chociaż jedna noc to jest bardzo mało. Niestety na więcej nie mieliśmy czasu. W podróż do Włoch wybraliśmy się we czwórkę : moja ukochana żona i zarazem support, Leszek (świetny fotograf zakochany w biegach górskich), Grzegorz (wytrawny Ultras poznany na krótko przed wyjazdem przez FB) oraz ja. Obaj z Grzegorzem mieliśmy się zmierzyć z trasą poprowadzoną przez najpiękniejsze zakątki Dolomitów. Celowałem z wynikiem w ambitne 20h, ale bałem się jak będzie znosić to mój kręgosłup. Do Misuriny (42km) dotarłem nad ranem i można było nieźle zmarznąć. NIc nie zapowiadało późniejszych upałów. Początek był bardzo zachowawczy, oszczędzałem siły i do 50 km biegłem na luzie, ale nie było różowo, krótko po starcie zaczęły się problemy żołądkowe i w miarę dystansu narastały. Eskalacja jelitówki była między 50, a 67 km. Piękny, kilkunastokilometrowy zbieg, można było cisnąć, a ja co chwila musiałem się zatrzymywać z bólu. Nie poddałem się i dotarłem do przepaku i to był punkt zwrotny. Od tego momentu dolegliwości słabły. Znów można było cieszyć się biegiem i widokami. Ula z Leszkiem byli prawie na wszystkich punktach, dbali o mnie i wszystko co potrzebowałem było na miejscu, prawdziwy komfort. Krótko po mnie na punkty wbiegał Grzegorz, który przy okazji też załapał się na support. Na 78km popełniłem błąd i zabrałem za mało jedzenia, izo i elektrolitów. Wiedziałem, że czeka mnie 22km pod górę, a po drodze nie ma żadnych punktów odżywczych, ale myślałem, że szybciej pokonam ten odcinek. Niestety odcinków biegowych było niewiele, upał (33 stopnie w cieniu), a większość trasy to otwarta przestrzeń i piekące słońce. Ratowało moczenie czapki. Zapasy jedzenia i elektrolitów się szybko skończyły, a do punktu było baaardzo daleko i baaardzo stromo. Wody było pod dostatkiem, ale woda wypłukuje z organizmu sód i potas tak niezbędny do wysiłku. Słabłem z każdą minutą, a trwało to w nieskończoność. Na punkcie odżywczym w Col Galina (98km) zabawiłem dłużej, wiedziałem, że muszę uzupełnić braki. Jednak zanim organizm przyswoił jedzenie i elektrolity byłem słaby i tylko brnąłem do przodu. Na 105 km mocy jeszcze nie było, więc wziąłem żel energetyczny, których nie lubię i mam je zawsze tylko jako ostatnią deskę ratunku. Powoli siły wracały, ale ten etap trasy był bardzo wymagający technicznie. Na ostatnim 9 km zbiegu policzyłem, że jest jeszcze szansa na 20h i zaczęła się walka z czasem. Pierwsze 5km zbiegu to pionowe ściany z kamlotami, korzeniami i sypkim materiałem skalnym odjeżdżającym spod stóp. Dla odmiany pojawiało się śliskie błoto. Czwórki cierpiały, ale walczyłem o każdą sekundę. Dwa razy stopy niebezpiecznie nadwyrężyłem w stawie skokowym, więc trochę odpuściłem. Wizja skręconej kostki na 4 km przed metą to byłby bardzo czarny scenariusz. Ostatnie 4 km było łatwiejsze i bardzo biegowe, choć okazało się, że nie tylko w dół. Tu się dopiero napędziłem, wyprzedzałem innych zawodników i gnałem po upragnione 20h. Na ostatnim kilometrze tempo schodziło poniżej 4min/km, ale to już były emocje. Mój czas to 19:59:32 !!! W międzynarodowej stawce zająłem 294 miejsce na ponad 1600 startujących. Grzegorz był krótko po mnie na mecie i obaj w pełnym zdrowiu cieszyliśmy się z ukończenia biegu. Na mecie wielu europejskich biegów górskich nie ma medali, za to każdy Finisher otrzymuje markową, dedykowaną kamizelkę, którą może z dumą nosić !!!

Comments